środa, 7 sierpnia 2013

30 tygodni minęło...

Z całą pewnością na powitanie powinnam napisać tutaj coś co miałoby przedstawić moje 
przesłanki do założenia bloga, co miałoby zachęcić do jego czytania, ale ja postanawiam zwyczajnie (jak to w moim życiu ostatnio bywa) zacząć od końca strony.
Otóż mamą zostanę niedługo. Na pewno do punktu kulminacyjnego zostało mniej jak więcej czasu, a ponieważ ta ostatnia 1/4 ciążowej podróży ciągnie mi się niesłuchanie - spożytkuję chwile samotności na spisywanie tu swoich przygód, wydarzeń, czy zwyczajnie wykorzystam to miejsce do ciążowego narzekania :) Zacznę dość konkretnie:
Gdyby tak podsumować przebieg mojej ciąży to jest wiele doświadczonych mam czy położników
 stwierdziłoby go za książkowy. 
I trymestr był koszmarem: ciągłe wymioty, senność, otępienie... Na smażone jadło spojrzeć nie mogłam. Obiecywali, przekonywali, że przejdzie, w zapomnienie odejdzie w 12 tygodniu. Mieli rację choć spokój przyszedł nieco później: 16tc.
II trymestr minął bardzo szybko. Samopoczucie świetne, uczucie wszechmocy, niczym supermenica wdrapywałam się walecznie na morskie oko! Pływanie w basenie, spacery, relaks, zakupy, aktywność od rana do nocy! cóz to był za piękny czas...Ale musiał nastać, przywlec się w końcu
III trymestr! No i tak w nim trwam. Brzuch wielki, kręgosłup dokucza już po przemierzeniu 10 metrów, kostek praktycznie nie posiadam. Samodzielne podniesienie się z łóżka to nie lada wyzwanie! O tej godzinie (a jest 16,40) nie wynurzam się z domu. Wróciły nudności a moje ciało zdaje się wysyłać mi co jakiś czas sygnały o przygotowaniach do zbliżającego się porodu...
Obiecuję synu, że gdy się urodzisz, mamuśka wydzierga sobie jakaś odznakę!
W ogóle jestem za tym, aby wszystkie mamuśki były jakoś honorowane! Micha lodów dziennie dla każdej z nas! Niech będzie tak!

Buziaki :*